Kobieta zmienną jest. Wracam na stary adres, o, w kraciastej koszuli, właśnie tu. Zapraszam i przepraszam bardzo za zamieszanie!
01/06/2017
08/02/2017
kiedy ma się dwie lewe ręce
Jestem człowiekiem pełnym sprzeczności, co już tu
wielokrotnie wspominałam. Oto ja, człowiek który przez większą część życia
paraduje z kubkiem herbaty w ręce, wylałam ten oto (wraz ze słodką
zawartością!!) na klawiaturę mojego
laptopa. Przypomnieć warto, że leżałam z laptopem w łóżku, stawiając na nim
kubek. Stawiałam kubek na materacu, obok laptopa, byłam w stanie usiąść i nic
się nie działo. Ba, nawet Felek czasem do nas dołączał, i nic nie było. Ale jak
postawiłam laptopa na biurku, w otoczeniu notatek, telefonów, tabletów i
dodałam tam kubek z ciepłą zawartością, tak niezgrabnie machnęłam łapcami, że…
no co no, wylało się.
W pierwszym odruchu udało mi się zrzucić z biurka notatki,
telefon i tablet, co by te też się nie zalały, dopiero później – acz nadal to
było szybkie tempo – odłączyłam to to od zasilania, wypięłam baterię, i
wywróciłam do góry nogami jednocześnie zawodząc nad własną głupotą (co później
okazało się dobrym omenem, bo komputer niby działał, ale wkurwiał mnie
niesamowicie więc w jakimś stopniu przyłożyłam się do egzaminów). Laptop
działał, klawiatura niedomagała (nie dziwota) wobec czego doszłam do wniosku,
że skoro i tak planowałam w tym roku, z racji pisania magisterki (może by się
człowiek wybrał gdzieś do biblioteki albo przynajmniej powzięła próby tworzenia
dobrych notatek) zmianę tegoż, obrót sprawy przyspieszyłam.
Tymczasem, gdzieś zupełnie w tle toczyła się sesja, walka o śmierć i życie, walka z jednej
strony skazana na niepowodzenie, z drugiej jak widać 5/7 zdane, tych dwóch
ostatnich nie jestem jednak zbyt pewna.
Jak zwykle przerażała mnie ludzka nadambitność, jakby oceny w usosie były
wyznacznikiem tego, kto ile ma oleju w głowie. Nawet w sumie to było w notatkach na
egzamin: ukończone studia, odebrany dyplom wcale nie świadczą o mądrości. Ja to
tam mimo dyplomu na koncie to nadal głupia jestem więc nie wiem.
Skoro jednak nadszedł ten piękny czas „po sesji”, na który
zaplanowałam tyle rzeczy (to nic że większość nie pamiętam o co mi chodziło),
zabieram się za oglądanie seriali, pisanie zaległych postów których nie pisałam
przez wzgląd na zepsutą klawiaturę, a koniec końców i tak pewnie skończy się na
scrollowaniu facebooka.
A u Was co tam? Bo jakoś tak chyba cicho w blogosferze
ostatnio L
26/01/2017
zaskoczenie
Co pół roku sesja zaskakuje studentów tak samo, jak w
styczniu zima zaskakuje drogowców. Możnaby się przecież po którymś razie w
końcu przyzwyczaić, przyporządkować dany moment jakiejś dacie w kalendarzu ale
nie, po co, lepiej siać zamęt i płakać i stękać bo oto nadeszło. No chyba raczej
nic dziwnego.
Zawsze zaskakuje mnie ta mobilizacja, która pojawia się u
każdego studenta, oto bowiem się okazuje, że jak się chce to się da i to
całkiem nieźle. Notatki mimo wszystko są niezrozumiałe, poproszę kogoś kto
pisze zrozumiałe notatki, ja nikogo takiego nie znam, więc siedzę, szukam,
kopiuję, wklejam, pomniejszam powiększam, dodaję tabelkę, tu maziam
zakreślaczem (dowiedziałam się ostatnio, że podobno najlepiej zapamiętuje się
jak się zamaziowuje na żółto?? albo na niebiesko?? Chodziło jednak o to, że
koleżanka zakreślała całe życie na inny kolor i to jest ponoć powód jej
niewyrobień), tu sobie przepiszę, podkreślę, wypunktuję: może zapamiętam!
Później dostaję arkusz, chce mi się śmiać, płakać, przerzucam kartki w te i we
wte, liczę na olśnienie, zmianę pytań, znowu później odświeżam usosa, szukam dwói, a tu czwórka,
wstaję wcześniej, kicham dalej niż widzę, wsiadam w tramwaj, jadę, znów dostaję
kolejny arkusz, ósma dwadzieścia, wolne, herbata, kawa, łóżko, seriale. 3/7. Już
tak mało zostało!
A tak naprawdę to leżę w łóżku, piję herbatę i chce mi się
umrzeć. Przeziębienie zawsze dorwie człowieka nie wtedy, kiedy trzeba ale na to
też chyba się trzeba uodpornić. Przez wszystkie ostatnie wydarzenia, urodziny
jedne i drugie, imprezy mniejsze i większe, wypady do kina, rozmowy o serialach
powrót do smutnej sesyjnej rzeczywistości jest trudny, ale jeszcze tylko dwa
tygodnie, cztery egzaminy… I może uda się bez poprawek (w wersji pozytywnej).
Na nową uczelnię też nie ma co narzekać bo przecież chciało się to się ma.
Dzisiaj odpoczywam i się kuruję a jutro lecim w notatki.
Mogę poprosić o 27 luty?
16/01/2017
23
Czego by nie powiedzieć, to jednak człowiek się postarzał i
to jest fakt. Nie wiem, kiedy zdałam sobie z tego sprawę tak dosadniej, ale
wydaje mi się, że było to jeszcze w czerwcu na jednych z ostatnich zajęć, gdzie
prezentowaliśmy typy subkultur, tym samym słownictwo z nimi związane. Jedna z
grup miała slang szkolny czy młodzieżowy, nie pamiętam dokładnie. Padło pytanie
„czy wiecie, co to znaczy twerkować?”. Wszyscy popatrzyli po sobie w
przerażeniu, nawet wykładowczyni, zaledwie kilka lat od nas starsza pani
doktor. Nie wiedział nikt. Padały odpowiedzi, że może coś z twitterem? Nie no,
z twitterem to „tweetować”. Nikt nie wiedział, nikt nie zgłębił tematu.
Wracałam tego dnia z uczelni na piechotę, i z koleżanką w połowie drogi
stanęłyśmy, włączyłam internet w telefonie i sprawdziłam, co to znaczy. Taniec, doskonały sposób na ujędrnienie ud i
pośladków… Także wiecie. Starość.
W związku z tym, z okazji 23 urodzin 23 złotych (albo
srebrnych, jak kto woli) myśli, o.
1. „Welcome to the real world. It sucks! You’re
gonna love it!”
Po prostu. Życie jest beznadziejnie niezależnie od tego czy
masz 15 czy 23 lata. Jedno pasmo gówna.
2. Bycie chorym czy
przeziębionym nie jest takie fajne, gdyż albowiem na uczelni narobisz sobie
zaległości, nic nie obejrzysz ani nie przeczytasz bo się nie da, a w ogóle
leżenie i chorowanie jest strasznie męczące więc nie polecam, trzeba po nim
dochodzić do zdrowia, po tym odpoczywaniu, nie polecam.
3. Głupiego nie
przegadasz, wobec czego czasami nie ma sobie co strzępić języka, skoro wszystko
to, co powiesz, odbija się od ściany.
Serio, szkoda nerwów.
4. Miej wyjebane a
będzie ci dane to najlepsza definicja tego, żeby czasem dać sobie spokój.
5. Analogicznie, ile
można przejmować się czymś, na co się nie ma wpływu? Odpowiedź brzmi, że
tyle ile się chce, ale wydaje mi się, że szkoda nerwów, humoru, czasu a przede
wszystkim energii. Na większość rzeczy nie masz wpływu. Na to, czy spadnie
śnieg czy deszcz, czy autobus będzie na czas czy się spóźni – nic nie zmienisz.
Po co się więc wkurzać?
6. Nadgorliwość jest
gorsza od faszyzmu, i w tym momencie jestem jak najbardziej poważna. Przez
cztery lata studiów napatrzyłam się na tyle osób, które musiały być najlepsze,
że aż mi się robi niedobrze na samą myśl. Ile to nas ktoś wkopał, ile razy taki
ktoś przeforsował jakąś sprawę na własną korzyść… tylko po to, by mieć o
stopień wyższą ocenę. Która nigdzie się nie pojawia. Przykład? Ze skomplikowanej prezentacji pani
wystawiła nam tróje, a biorąc pod uwagę fakt, że pracowałyśmy wówczas nad
licencjatem, bardzo nas to zaliczenie ucieszyło. Nie wszystkich. Koleżanka
chciała poprawiać. My też musiałyśmy. Nie róbcie tego, proszę.
7. Jeżeli raz się
pomalujesz, nic się nie stanie – no chyba że koleżanka spyta ci się, czy
jesteś serio aż tak obłożnie chora, czy po prostu ci się nie chciało. Nie wiem,
która odpowiedź jest okej, ale ja wtedy ewidentnie byłam chora i ledwo wstałam
z łóżka. I tak by wszystko spłynęło.
8. Sen to zdrowie, dlatego
też nigdy nie jest za wcześnie ani
tym bardziej za późno na to by
machnąć sobie drzemeczkę. Nigdy.
9. Prawdziwy
przyjaciel to taki, który na pytanie „byłaś na wykładzie?” odpisze ci „też
pojebałaś wykład?” .
10. Darmowa kawa w
McDonaldzie czy nudny wykład? Jesteś
skreślony za samo pytanie. Wiadomo, że kawa i nie ma się nad czym zastanawiać.
Drugim razem nie myśl, tylko zakładaj kurtkę i leć się ustawiać w kolejce.
11. I pamiętaj o tym,
by oddawać książki na czas, chyba że chcesz by twój portfel był o trzy
dychy lżejszy.
12. W tym miejscu
powinnam powiedzieć „nie odkładaj niczego na ostatnią chwilę” ale całe moje
studia to przeciwieństwo tego stwierdzenia, więc jeśli tak samo jak mnie
pracuje ci się lepiej pod presją czasu – proszę bardzo, odkładaj ile tylko się
da.
13. Jak sobie
pościelisz tak się wyśpisz, to jest jak sobie nie kupisz chleba, bo jesteś
leniwą bułą która czasem ma problemy z pamięcią, a później ci się nie chce
wychodzić na to zimno, to nazajutrz na śniadanie będziesz wtranżalać szynkę w
plasterku przepijaną herbatą. Nic pomiędzy. No chyba, że masz chłopaka i
zmusisz go do wyjścia do tego sklepu. Ja nie mam, więc sobie muszę radzić.
14. Remember, nigdy,
PRZENIGDY, nie zostawiajcie telefonu/komputera ze znajomymi, bo to się źle
kończy. Serio. Raz jedyny zostawiłam i została mi zmieniona tapeta (to nic),
zdjęcie profilowe na facebooku (to nic), i… ustawiony związek… „sama ze sobą”.
Telefony się urywały, Lusiu, co ty
odpierdalasz, a ja już wiedziałam.
15. Znalezienie
idealnego fryzjera trochę zajmuje, ale jak go znajdziecie, to go
doceniajcie. Kto inny obetnie was tak, żeby – cytuję mojego! – nie trzeba z
nimi nic robić, oprócz umycia i rozczesania? NIKT. No to ten, doceniajcie go i
nie zdradzajcie. A krótkie włosy są SUPER. Zaprawdę wam powiadam.
16. Jak życie wam
miłe, nie pchajcie się na koncertach pod scenę, bo to źle się może
skończyć. Raz jeden poszłam w botkach (don’t judge me) i ktoś mi walnął łokciem
w bark, to tak mu tupnęłam tym obcasikiem… Niemniej, czasem lepiej obserwować
koncert z samego końca, mogąc swobodnie wyciągnąć przed siebie ręce.
18. To jeszcze
wracając do zostawiania komputera bez opieki… nigdy nie usypiaj w towarzystwie
znajomych, bo ci nawet przez chwilę nie będą zastanawiać się nad tym czy
zrobić ci zdjęcie, czy jednak nie.
19. No i weź się nie
chwal tym, że nie idziesz na wykład, bo okaże się że wtedy zrezygnują
wszyscy i o notatkach możesz pomarzyć.
20. W bałaganie
da się żyć, więc jeśli ci się nie chce,
to nie sprzątaj, w końcu najdzie cię wena i w ciągu godziny będzie czyściutko.
21. Oczywiście
idea bycia miłym dlatego że to się „zwróci” jest bardzo fajna, jednak zupełnie
nieprawdziwa i wyssana z palca. Jeśli chcesz być miły tylko po to, by zwrócić
czyjąś uwagę, to sorry, nie tędy droga. Lepiej być miłym mimo że ludzie patrzą
się na ciebie jak na wariata niż po to,
by się komuś przypodobać. Karma wraca, remember.
22. Bony jako
prezenty to najlepsza rzecz, jaka cię może spotkać. Możesz przechulać kasę
na coś, co ci się marzyło bez żadnych wyrzutów sumienia!!
23. Życie jest
tylko jedno, rok ma 365 dni, pamięć jest krótka a uczucie szczęścia fajne, więc
jak chcesz coś zrobić to nie patrz się na nikogo i rób. Po prostu.
Bliżej mi do ćwierćwiecza niż do osiemnastki (i chwała za
to), wino kupię bez problemu, przy zakupie bezalkoholowego piwa proszą mnie o
dowód, wciąż moją jedyną nadzieją jest legitymacja studencka, a w dowodzie
niezmiennie od pięciu lat wisi beznadziejne zdjęcie z włosami na garnuszek.
Śmieszkiem jestem, plączę się o własne nogi, zapętlam jedną piosenkę do
porzygania, za dużo czytam, za dużo gadam, nie chce mi się uczyć… Także tak. Starość nie radość, młodość nie wieczność..... Ahoj!
04/01/2017
Pośmieszkujmy trochę
A dzisiaj sobie
troszkę pośmieszkujemy, bo planuję pewien post, ale to bliżej połowy stycznia,
a trzeba jakoś ten rok z przytupem zacząć (tj. być bardziej aktywnym, osiemnaście
postów w rok, toż to hańba). Pośmieszkować, bo dzisiaj będzie o tindera. W
którego bawię się od jakiegoś czasu, czasem z mniejszym lub większym
zainteresowaniem. Nieraz zupełnie od niechcenia przesuwam palcem w lewo bądź
prawo, przypatrując się chwytliwym opisom, czy jeszcze bardziej pomysłowym
zdjęciom. Pobierając, zaraz w sumie stuknie rok, aplikację w zasadzie na nic
się nie nastawiałam. Ot, byłam u koleżanek, piłyśmy wino (nie bez powodu mówi
się: pijesz, wyłącz internet), one się tym bawiły,
spytały czy ja mam, nie miałam, ściągnęłam w tamtej właśnie chwili, wybrałam
zdjęcie, walnęłam opis (od niechcenia) i zabawa się zaczęła.
Trzy dni później spotkałam się z Tym od Kota, a to tylko
dlatego że byłam w domu i tego samego dnia, którego wróciłam do Krakowa,
poszliśmy na herbatę. Na herbatę. Do jednej z herbaciarni na Kazimierzu, w
której oczywiście siedząc przy stoliku, musiałam spotkać kuzynkę. Miała cały
Kraków, pojawiła się tam, akurat wtedy. Well.
No ale nie wyszło, wobec czego po jakimś czasie znów
zaczęłam się tym bawić. Efekty były takie, że byłam okropnie zawiedziona każdym
kolejnym rozmówcą, który wydawał się być bez oleju w głowie. Dlatego faza mi
przeszła, i przestałam się na cokolwiek nastawiać. Przynajmniej będę miała
ubaw, pomyślałam, i przewijałam dalej. Myślałam, że nie dam się już niczym
zaskoczyć. Szukałam kogoś żeby sobie chociaż pogadać czy pożartować a to, co
dostałam…
… nie wiedziałam, że się tak ubawię. Serio, panowie czasami
prześcigali się w pomysłach odnośnie tego, jak zacząć rozmowę. W większości
wypadków zastanawiałam się i w te pędy wracałam na swój profil, by zobaczyć co
ja tam takiego napisałam, że dostaję takie głupie wiadomości. „Czyli lubisz się przytulać?” wynikające
nie wiem z czego doprowadziło do stwierdzenia że przytulam się nie ze wszystkimi, tylko z tymi z którymi zechcę (ale
dziwnam), to że „ogólnie byłoby okej
gdyby nie ta kawa XDDD” pomimo że o kawie nie wspomniałam n i g d z i e,
ale OKEJ, czy może moje ulubione „sex or
serious” na co wielkie zdziwienie
wywołała moja odpowiedź „any of that”,
bo odpisuję bo sama nie lubię jak ktoś nie napisze choćby „NIE”.
Stety niestety byłam (i nadal jestem) oporna na wszelkiego rodzaju rozkazy, dlatego skwitowałam jegomościa krótkim nie z kropką nienawiści, która chyba podziałała. Wtedy zastanowiłam się nad byciem okropną, ale szybko mi ta myśl przeszła. Był na przykład ktoś, kto chyba napisał, że jak tak patrzy na moje zdjęcie to brakuje mu tylko filmu i wina, ale jakoś nie był skory do odpowiedzi, to domyślam się że był to jakiś skrywany romantyk, który napisać napisał, ale interakcja już była trudniejsza. Były gify z Joey'em How you doin' , powitanie w stylu Uszanowanko, czy po prostu pytanie bez owijania w bawełnę: sex? Ostatnia, w zasadzie przedostania rozmowa jest jednak moją ulubioną, gdyż albowiem ktoś numer X spytał, zaraz po wymienieniu form grzecznościowych o to, za jaką partią się opowiadam. Odpowiedziałam zgodnie z prawda, że tematy te mnie nie interesują w ogóle, a tym bardziej z kimś, kto od tego zaczyna rozmowę. Coś się tam biedny produkował, ale wystarczyło, że na końcu ciągnącego się zdania napisał pewnie mnie PANI nie polubi, w momencie to którym ja kompletnie zgupiałam, wybuchłam śmiechem i odłożyłam telefon.
PANI. PANI. Równolatek mówi do mnie PANI. I się pewne dziwi, czemu mu nie odpisują. Ciekawe czemu!
Mimo tego mojego hejtowania, zdarzyło się kilka fajnych osób, z którymi można sobie było pogadać, i choć ot tak kontakt się urwał, to dobre imię trochę aplikacji trochę zreperowane. Nie robię niczego na siłę, nie nastawiam się, ot daję szansę losowi. A że ludzie są dziwni to ja wiedziałam, tylko że aż tak, to było dla mnie ogromną tajemnicą. A tym, którzy pomylili miejsca chyba wskazałabym odpowiedniejszą drogę :D
Korzystaliście z tego? Czy dla Was to jakiś obciach czy rzecz, do której się nie przyznaje? :D
Subscribe to:
Posts (Atom)