26/01/2017

zaskoczenie

Co pół roku sesja zaskakuje studentów tak samo, jak w styczniu zima zaskakuje drogowców. Możnaby się przecież po którymś razie w końcu przyzwyczaić, przyporządkować dany moment jakiejś dacie w kalendarzu ale nie, po co, lepiej siać zamęt i płakać i stękać bo oto nadeszło. No chyba raczej nic dziwnego.

Zawsze zaskakuje mnie ta mobilizacja, która pojawia się u każdego studenta, oto bowiem się okazuje, że jak się chce to się da i to całkiem nieźle. Notatki mimo wszystko są niezrozumiałe, poproszę kogoś kto pisze zrozumiałe notatki, ja nikogo takiego nie znam, więc siedzę, szukam, kopiuję, wklejam, pomniejszam powiększam, dodaję tabelkę, tu maziam zakreślaczem (dowiedziałam się ostatnio, że podobno najlepiej zapamiętuje się jak się zamaziowuje na żółto?? albo na niebiesko?? Chodziło jednak o to, że koleżanka zakreślała całe życie na inny kolor i to jest ponoć powód jej niewyrobień), tu sobie przepiszę, podkreślę, wypunktuję: może zapamiętam! Później dostaję arkusz, chce mi się śmiać, płakać, przerzucam kartki w te i we wte, liczę na olśnienie, zmianę pytań, znowu później  odświeżam usosa, szukam dwói, a tu czwórka, wstaję wcześniej, kicham dalej niż widzę, wsiadam w tramwaj, jadę, znów dostaję kolejny arkusz, ósma dwadzieścia, wolne, herbata, kawa, łóżko, seriale. 3/7. Już tak mało zostało!

A tak naprawdę to leżę w łóżku, piję herbatę i chce mi się umrzeć. Przeziębienie zawsze dorwie człowieka nie wtedy, kiedy trzeba ale na to też chyba się trzeba uodpornić. Przez wszystkie ostatnie wydarzenia, urodziny jedne i drugie, imprezy mniejsze i większe, wypady do kina, rozmowy o serialach powrót do smutnej sesyjnej rzeczywistości jest trudny, ale jeszcze tylko dwa tygodnie, cztery egzaminy… I może uda się bez poprawek (w wersji pozytywnej). Na nową uczelnię też nie ma co narzekać bo przecież chciało się to się ma. 

Dzisiaj odpoczywam i się kuruję a jutro lecim w notatki. Mogę poprosić o 27 luty?


16/01/2017

23

Czego by nie powiedzieć, to jednak człowiek się postarzał i to jest fakt. Nie wiem, kiedy zdałam sobie z tego sprawę tak dosadniej, ale wydaje mi się, że było to jeszcze w czerwcu na jednych z ostatnich zajęć, gdzie prezentowaliśmy typy subkultur, tym samym słownictwo z nimi związane. Jedna z grup miała slang szkolny czy młodzieżowy, nie pamiętam dokładnie. Padło pytanie „czy wiecie, co to znaczy twerkować?”. Wszyscy popatrzyli po sobie w przerażeniu, nawet wykładowczyni, zaledwie kilka lat od nas starsza pani doktor. Nie wiedział nikt. Padały odpowiedzi, że może coś z twitterem? Nie no, z twitterem to „tweetować”. Nikt nie wiedział, nikt nie zgłębił tematu. Wracałam tego dnia z uczelni na piechotę, i z koleżanką w połowie drogi stanęłyśmy, włączyłam internet w telefonie i sprawdziłam, co to znaczy. Taniec, doskonały sposób na ujędrnienie ud i pośladków… Także wiecie. Starość.




W związku z tym, z okazji 23 urodzin 23 złotych (albo srebrnych, jak kto woli) myśli, o.

1. „Welcome to the real world. It sucks! You’re gonna love it!”
Po prostu. Życie jest beznadziejnie niezależnie od tego czy masz 15 czy 23 lata. Jedno pasmo gówna.

2. Bycie chorym czy przeziębionym nie jest takie fajne, gdyż albowiem na uczelni narobisz sobie zaległości, nic nie obejrzysz ani nie przeczytasz bo się nie da, a w ogóle leżenie i chorowanie jest strasznie męczące więc nie polecam, trzeba po nim dochodzić do zdrowia, po tym odpoczywaniu, nie polecam.

3. Głupiego nie przegadasz, wobec czego czasami nie ma sobie co strzępić języka, skoro wszystko to, co powiesz, odbija się od ściany.  Serio, szkoda nerwów.

4. Miej wyjebane a będzie ci dane to najlepsza definicja tego, żeby czasem dać sobie spokój.

5. Analogicznie, ile można przejmować się czymś, na co się nie ma wpływu? Odpowiedź brzmi, że tyle ile się chce, ale wydaje mi się, że szkoda nerwów, humoru, czasu a przede wszystkim energii. Na większość rzeczy nie masz wpływu. Na to, czy spadnie śnieg czy deszcz, czy autobus będzie na czas czy się spóźni – nic nie zmienisz. Po co się więc wkurzać?

6. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, i w tym momencie jestem jak najbardziej poważna. Przez cztery lata studiów napatrzyłam się na tyle osób, które musiały być najlepsze, że aż mi się robi niedobrze na samą myśl. Ile to nas ktoś wkopał, ile razy taki ktoś przeforsował jakąś sprawę na własną korzyść… tylko po to, by mieć o stopień wyższą ocenę. Która nigdzie się nie pojawia.  Przykład? Ze skomplikowanej prezentacji pani wystawiła nam tróje, a biorąc pod uwagę fakt, że pracowałyśmy wówczas nad licencjatem, bardzo nas to zaliczenie ucieszyło. Nie wszystkich. Koleżanka chciała poprawiać. My też musiałyśmy. Nie róbcie tego, proszę.

7. Jeżeli raz się pomalujesz, nic się nie stanie – no chyba że koleżanka spyta ci się, czy jesteś serio aż tak obłożnie chora, czy po prostu ci się nie chciało. Nie wiem, która odpowiedź jest okej, ale ja wtedy ewidentnie byłam chora i ledwo wstałam z łóżka. I tak by wszystko spłynęło.

8. Sen to zdrowie, dlatego też nigdy nie jest za wcześnie ani tym bardziej za późno na to by machnąć sobie drzemeczkę. Nigdy.

9. Prawdziwy przyjaciel to taki, który na pytanie „byłaś na wykładzie?” odpisze ci „też pojebałaś wykład?” .

10. Darmowa kawa w McDonaldzie czy nudny wykład?  Jesteś skreślony za samo pytanie. Wiadomo, że kawa i nie ma się nad czym zastanawiać. Drugim razem nie myśl, tylko zakładaj kurtkę i leć się ustawiać w kolejce.

11. I pamiętaj o tym, by oddawać książki na czas, chyba że chcesz by twój portfel był o trzy dychy lżejszy.

12. W tym miejscu powinnam powiedzieć „nie odkładaj niczego na ostatnią chwilę” ale całe moje studia to przeciwieństwo tego stwierdzenia, więc jeśli tak samo jak mnie pracuje ci się lepiej pod presją czasu – proszę bardzo, odkładaj ile tylko się da.

13. Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz, to jest jak sobie nie kupisz chleba, bo jesteś leniwą bułą która czasem ma problemy z pamięcią, a później ci się nie chce wychodzić na to zimno, to nazajutrz na śniadanie będziesz wtranżalać szynkę w plasterku przepijaną herbatą. Nic pomiędzy. No chyba, że masz chłopaka i zmusisz go do wyjścia do tego sklepu. Ja nie mam, więc sobie muszę radzić.

14. Remember, nigdy, PRZENIGDY, nie zostawiajcie telefonu/komputera ze znajomymi, bo to się źle kończy. Serio. Raz jedyny zostawiłam i została mi zmieniona tapeta (to nic), zdjęcie profilowe na facebooku (to nic), i… ustawiony związek… „sama ze sobą”. Telefony się urywały, Lusiu, co ty odpierdalasz, a ja już wiedziałam.

15. Znalezienie idealnego fryzjera trochę zajmuje, ale jak go znajdziecie, to go doceniajcie. Kto inny obetnie was tak, żeby – cytuję mojego! – nie trzeba z nimi nic robić, oprócz umycia i rozczesania? NIKT. No to ten, doceniajcie go i nie zdradzajcie. A krótkie włosy są SUPER. Zaprawdę wam powiadam.

16. Jak życie wam miłe, nie pchajcie się na koncertach pod scenę, bo to źle się może skończyć. Raz jeden poszłam w botkach (don’t judge me) i ktoś mi walnął łokciem w bark, to tak mu tupnęłam tym obcasikiem… Niemniej, czasem lepiej obserwować koncert z samego końca, mogąc swobodnie wyciągnąć przed siebie ręce.

18. To jeszcze wracając do zostawiania komputera bez opieki… nigdy nie usypiaj w towarzystwie znajomych, bo ci nawet przez chwilę nie będą zastanawiać się nad tym czy zrobić ci zdjęcie, czy jednak nie.

19. No i weź się nie chwal tym, że nie idziesz na wykład, bo okaże się że wtedy zrezygnują wszyscy i o notatkach możesz pomarzyć.

20. W bałaganie da się żyć, więc jeśli ci się nie chce, to nie sprzątaj, w końcu najdzie cię wena i w ciągu godziny będzie czyściutko.

21. Oczywiście idea bycia miłym dlatego że to się „zwróci” jest bardzo fajna, jednak zupełnie nieprawdziwa i wyssana z palca. Jeśli chcesz być miły tylko po to, by zwrócić czyjąś uwagę, to sorry, nie tędy droga. Lepiej być miłym mimo że ludzie patrzą się na ciebie jak na wariata niż  po to, by się komuś przypodobać. Karma wraca, remember.

22. Bony jako prezenty to najlepsza rzecz, jaka cię może spotkać. Możesz przechulać kasę na coś, co ci się marzyło bez żadnych wyrzutów sumienia!!

23. Życie jest tylko jedno, rok ma 365 dni, pamięć jest krótka a uczucie szczęścia fajne, więc jak chcesz coś zrobić to nie patrz się na nikogo i rób. Po prostu.


Bliżej mi do ćwierćwiecza niż do osiemnastki (i chwała za to), wino kupię bez problemu, przy zakupie bezalkoholowego piwa proszą mnie o dowód, wciąż moją jedyną nadzieją jest legitymacja studencka, a w dowodzie niezmiennie od pięciu lat wisi beznadziejne zdjęcie z włosami na garnuszek. Śmieszkiem jestem, plączę się o własne nogi, zapętlam jedną piosenkę do porzygania, za dużo czytam, za dużo gadam, nie chce mi się uczyć… Także tak. Starość nie radość, młodość nie wieczność..... Ahoj!


04/01/2017

Pośmieszkujmy trochę

 A dzisiaj sobie troszkę pośmieszkujemy, bo planuję pewien post, ale to bliżej połowy stycznia, a trzeba jakoś ten rok z przytupem zacząć (tj. być bardziej aktywnym, osiemnaście postów w rok, toż to hańba). Pośmieszkować, bo dzisiaj będzie o tindera. W którego bawię się od jakiegoś czasu, czasem z mniejszym lub większym zainteresowaniem. Nieraz zupełnie od niechcenia przesuwam palcem w lewo bądź prawo, przypatrując się chwytliwym opisom, czy jeszcze bardziej pomysłowym zdjęciom. Pobierając, zaraz w sumie stuknie rok, aplikację w zasadzie na nic się nie nastawiałam. Ot, byłam u koleżanek, piłyśmy wino (nie bez powodu mówi się: pijesz, wyłącz internet), one się tym bawiły, spytały czy ja mam, nie miałam, ściągnęłam w tamtej właśnie chwili, wybrałam zdjęcie, walnęłam opis (od niechcenia) i zabawa się zaczęła.

Trzy dni później spotkałam się z Tym od Kota, a to tylko dlatego że byłam w domu i tego samego dnia, którego wróciłam do Krakowa, poszliśmy na herbatę. Na herbatę. Do jednej z herbaciarni na Kazimierzu, w której oczywiście siedząc przy stoliku, musiałam spotkać kuzynkę. Miała cały Kraków, pojawiła się tam, akurat wtedy. Well.

No ale nie wyszło, wobec czego po jakimś czasie znów zaczęłam się tym bawić. Efekty były takie, że byłam okropnie zawiedziona każdym kolejnym rozmówcą, który wydawał się być bez oleju w głowie. Dlatego faza mi przeszła, i przestałam się na cokolwiek nastawiać. Przynajmniej będę miała ubaw, pomyślałam, i przewijałam dalej. Myślałam, że nie dam się już niczym zaskoczyć. Szukałam kogoś żeby sobie chociaż pogadać czy pożartować a to, co dostałam…


… nie wiedziałam, że się tak ubawię. Serio, panowie czasami prześcigali się w pomysłach odnośnie tego, jak zacząć rozmowę. W większości wypadków zastanawiałam się i w te pędy wracałam na swój profil, by zobaczyć co ja tam takiego napisałam, że dostaję takie głupie wiadomości. „Czyli lubisz się przytulać?” wynikające nie wiem z czego doprowadziło do stwierdzenia że przytulam się nie ze wszystkimi, tylko z tymi z którymi zechcę (ale dziwnam), to że „ogólnie byłoby okej gdyby nie ta kawa XDDD” pomimo że o kawie nie wspomniałam n i g d z i e, ale OKEJ, czy może moje ulubione „sex or serious”  na co wielkie zdziwienie wywołała moja odpowiedź „any of that”, bo odpisuję bo sama nie lubię jak ktoś nie napisze choćby „NIE”. 

Stety niestety byłam (i nadal jestem) oporna na wszelkiego rodzaju rozkazy, dlatego skwitowałam jegomościa krótkim nie z kropką nienawiści, która chyba podziałała. Wtedy zastanowiłam się nad byciem okropną, ale szybko mi ta myśl przeszła. Był na przykład ktoś, kto  chyba napisał, że jak tak patrzy na moje zdjęcie to brakuje mu tylko filmu i wina, ale jakoś nie był skory do odpowiedzi, to domyślam się że był to jakiś skrywany romantyk, który napisać napisał, ale interakcja już była trudniejsza. Były gify z Joey'em How you doin' ,  powitanie w stylu Uszanowanko, czy po prostu pytanie bez owijania w bawełnę: sex?  Ostatnia, w zasadzie przedostania rozmowa jest jednak moją ulubioną, gdyż albowiem ktoś numer X spytał, zaraz po wymienieniu form grzecznościowych o to, za jaką partią się opowiadam. Odpowiedziałam zgodnie z prawda, że tematy te mnie nie interesują w ogóle, a tym bardziej z kimś, kto od tego zaczyna rozmowę. Coś się tam biedny produkował, ale wystarczyło, że na końcu ciągnącego się zdania napisał pewnie mnie PANI nie polubi, w momencie to którym ja kompletnie zgupiałam, wybuchłam śmiechem i odłożyłam telefon.

PANI. PANI. Równolatek mówi do mnie PANI. I się pewne dziwi, czemu mu nie odpisują. Ciekawe czemu!

Mimo tego mojego hejtowania, zdarzyło się kilka fajnych osób, z którymi można sobie było pogadać, i choć ot tak kontakt się urwał, to dobre imię trochę aplikacji trochę zreperowane. Nie robię niczego na siłę, nie nastawiam się, ot daję szansę losowi. A że ludzie są dziwni to ja wiedziałam, tylko że aż tak, to było dla mnie ogromną tajemnicą. A tym, którzy pomylili miejsca chyba wskazałabym odpowiedniejszą drogę :D

Korzystaliście z tego? Czy dla Was to jakiś obciach czy rzecz, do której się nie przyznaje? :D