07/10/2016

nie-dorosłość

Wszystko, co tylko mogę, obracam w żart. Nie lubię marudzić (choć zdarza mi się to nader często), narzekać i psioczyć na czymś, co się już wydarzyło i za żadne skarby tego nie przywrócę, nie cofnę i nie poprawię. Marnotrawienie energii jak nic. W tym wszystkim co jakiś czas ktoś mi za uchem powtarza że chyba czas wydorośleć. Stąd moje pytanie. Po co? Znaczy ja wiem. Odpowiedzialność, ble ble ble. Tyle że jestem odpowiedzialna za samą siebie więc jeżeli coś się wydarzy i pójdzie nie tak, to nie będę miała pretensji do nikogo oprócz samej siebie. Wiec mamo, spokojnie, zdążę jeszcze wydorośleć.

Mam ileś tych swoich lat, niby powinnam się zachowywać odpowiedzialnie i dorośle a wciąż robię coś co mnie od tej granicy chyba oddala. Łażę pod parasolem z falbankami, pod którym mieszczę się cała i nie moknę. Połączenia parasola, torby na ramieniu, telefonu w ręku i słuchawek w uszach to dla mnie trochę niebezpieczne jest, bo rozkładając parasol muszę schować telefon, który czasem nie trafia do torby, ta z kolei spada z ramienia, zaplątuje się o kabelek słuchawek, te wypadają z ucha, telefon jest na samym dole torby, do którego (dna) dobrać się nie mogę, bo mam tylko jedną rękę – drugą trzymam ten parszywy parasol nachylony w jednej sekundzie tak że wszystko z niego leje mi się po nogach. W międzyczasie warto dodać idę chodnikiem więc bardzo prawdopodobne że rozkładając parasol kogoś walnę, o coś się potknę bądź z kimś zderzę. Życie wciąż dostarcza mi wiele  emocji. Po co dorośleć, poważnieć i być takim fee nudziarzem?

Tkwiąc gdzieś w tej nie-dorosłości zaczynam doceniać małe chwile, o których pisała tu Riennahera, bo przecież czasem mimo ogólnie złego świata wydarzają się rzeczy nas cieszące. Na przykład fakt, że idzie człowiek na nową uczelnię i nowy kierunek z nowymi ludźmi, których powinno się poznać, ale się tego nie robi bo ups, poszło się z koleżankami z byłego kierunku i w zasadzie po co ci nowi ludzie? Na przykład fakt że mimo iż uczelnia jest oddalona srogo daleko, to drogę pokonujesz jednym środkiem transportu bez konieczności przesiadania się. Na przykład to, że po długim dniu okazuje się że ta przesyłka z Chin już przyszła i twój telefon jest jeszcze bardziej tfój , bo ma flamingową obudowę.  Później zdarzają się pewnie rzeczy które cię wkurzają denerwują i doprowadzają do nerwicy, np. to że budzik dzwoni o szóstej rano, że pada deszcz i tobie jest zimno, że nie ma miejsca w tramwaju bądź w galerii jest tyle ludzi, że zanim usiądziesz z jedzeniem, które masz na tacy to zdąży ci ono wystygnąć. Ale później wrócisz do domu, włączysz czajnik, radio i w tym radiu poleci twoja ulubiona piosenka i już będzie w miarę OK.

Tym powyższym bełkotem chciałam zaznaczyć że nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę normalna, tak samo jak na razie zamierzam zostać nie-dorosłą jeszcze dwudziestodwulatką.

mówiłam że go uwielbiam?

25 comments:

  1. ja nie zamierzam wcale dorastać ;) Pewnie wtedy zaczęłabym narzekać na poważnie, a nie starałabym się wszędzie znajdować w porażkach uśmiechu. Wtedy by już chyba nie wypadało...
    Chandlera kocham:)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    ReplyDelete
    Replies
    1. chyba nie... czyli jest dobrze, jak jest :)
      mi tu <3

      Delete
  2. Dojrzałość, dorosłość...mam wrażenie, że wielu ludzi ją po prostu bardzo źle pojmuje. Dla mnie dorosłość to przede wszystkim pewna odpowiedzialność za tych, których się kocha, za czułość, którą się rozdaje. To umiejętność wstawania z kolan, na które rzuca nas los i brak oczekiwania od niego czegokolwiek i powiedzenie sobie w duchu, że zawsze da się radę, samemu, swoimi zasobami. To dorosłość. A jej wcale nie przeszkadza skakanie po kałużach, wrzucanie sobie lodu za koszulę jak ktoś czyści lodówkę, zjadanie kilogramów żelków, brudzenie się lodami, szaleńczy śmiech i dziwne fantazje o smokach. To wcale nie przeszkadza dorosłości, jak sądzi wielu:)
    Bycie dorosłym nie oznacza wcale bycia nudziarzem. Dla mnie...wręcz przeciwnie. To całkiem nowe pole możliwości pozytywnego szaleństwa:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Może nawet to nie to, że ją źle pojmujemy, tylko tak sę chyba utarło w społeczeństwie, że osoba dorosła to poważna, stabilna-że tak powiem - osoba której wielu rzeczy robić nie wypada, bo co ludzie powiedzą, bo przecież to już jakiś poziom itp itd. I tak jakoś za bardzo się chyba w to wierzy. A wiadomo, że ona w niczym nie przeszkadza - i bardzo ładnie to wszytko ujęłaś :)

      Delete
    2. Czyli to takie oswojenie społeczne ( ostatnio, po lekturze o "córkach rozbójniczek" lubię to określenie XD) wychodzi nam bokiem, na to wychodzi :D Bo oswoiliśmy się, że dorosłość to ma być powaga, że są pewne rzeczy które wypadają a które nie...a to gówno prawda:D Nie można dać się ugłaskać po prostu:D

      Delete
    3. To wiadomo, że nie można. Trzeba ku temu dążyć :D

      Delete
  3. Zgadzam się z Fridą :) Dorosłość wcale nie musi równać się nuda :) Dla mnie to wręcz masa nowych możliwości, które można i czasami trzeba wykorzystywać. Mnie osobiście dorosłość kojarzy się z pewnego rodzajem spokojem wewnętrznym. Kiedy potrafię okazać miłość poprzez zrobienie komuś kawy czy kanapek do pracy, kiedy bura od szefa nie oznacza tygodnia płaczu i obrażania się na wszystko dookoła, kiedy moje pieniądze nie idą tylko na kosmetyki i ubrania, ale ogarniam takie rzeczy jak ubezpieczenie, składki emerytalne, opłaty za dom... To jest trochę trudne i ja sama często się w tym gubię (mam tyle samo lat co Ty), ale chcę być co raz bardziej dorosła i brać tą odpowiedzialność na siebie, żeby nie być wciąż zdana na rodziców ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pięknie to wszystko ujęłaś. Podoba mi się taka definicja. Dorosłość też kojarzy mi się trochę z odpowiedzialnością, czy za siebie czy później - za kogoś innego również. Najważniejsze chyba żeby w tym wszystkim nie zwariować i nie spoważnieć tak jakoś, bo to chyba byłoby straszne, nie móc się z czegoś śmiać :)

      Delete
  4. #100HappyDays #ok Dalej spisuję w kalendarzu i chyba jestem przy 160/100. Albo jakoś tak ;D
    No to ja jestem nie-dorosłą (prawie) dwudziestosześciolatką. I spoko.

    ReplyDelete
    Replies
    1. muszę w końcu to #100happydays zacząć, bo notes mam który w sumie nie jest do niczego przeznaczony :D ojesu, to dajesz czadu! Bardzo spoko.

      Delete
  5. Każdy z nas ma w sobie dzieciaka i póki sami nie zechcemy go w sobie zdusić, to żadna siła z nim nie wygra. Ja uważam, że to dobrze, bo mamy tyle lat na ile się czujemy i nie warto przestawać być dzieckiem, na rzecz bycia nudnym i ponurym dorosłym. Jestem starsza od Ciebie, a zbieram biedronkowe naklejki na świeżaka, xD Gdy mam na obiad pomidorówkę, to śpiewam z moim bratem na cały głos Letni Chamski Podryw, a w momencie, gdy natrafię w TV jakiś głupkowaty Disneyowski serial to siadam jak wryta i jaram się każdym durnym dialogiem. XD Myślę, ze każdy z nas jest tak na prawdę jeszcze nie-dorosły i nie będzie o tym świadczyć wiek czy nawet stan cywilny lub posiadanie własnych dzieci. Jeśli będziemy tą swoją - cudowną moim zdaniem - nie-dorosłość pielęgnować, to możemy spokojnie przejść z nią przez życie na wesoło. ^^

    ReplyDelete
    Replies
    1. Byleby tylko ta chęć zduszenia go nie nadeszła! To by było straszne. Być takim sztywniakiem. Eeej. Ja też jestem dzieciak, byłam wczoraj w kinie z współlokatorką, idziemy a tam plakaty innych filmów, zobaczyłam plakaty dwóch bajek i OOOMG, CHODŹMY CHODŹMY CHODŹMY, a ona do mnie: ile ty masz lat? TYLE NA ILE SIĘ CZUJĘ :D a bajki mimo swojego wieku uwielbiam i czasem właśnie zalegam przed telewizorem i oglądam. jak nikt nie widzi XD
      I o to chodzi. Po co się niepotrzebnie denerwować ej.

      Delete
  6. To może powinnaś zainwestować w kurtkę z kapturem albo płaszcz przeciwdeszczowy? Nie będziesz musiała męczyć się z parasolem. ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie ma tego złego. Chciałam się trochę pośmiać z własnej nieporadności. A dobry duży parasol nie jest zły, jeśli rzeczywiście chroni przed deszczem :)

      Delete
  7. I właśnie o to chodzi! Po co być dorosłym jak się nie chce? Na siłę nie ma sensu. po za tym dorośli są nudni i jak już kiedyś wydorośleje, choć pewnie już jakaś część mnie taka się stała to nigdy nie będę chciała stać się nudna. A o tym cieszeniu się z małych rzeczy święta prawda. Po co denerwować się czymś na co się nie ma wpływu. Jestem na etapie zmiany nastawienia i zauważam codziennie, że bycie na tak jest dużo lepsze niż ciągłe narzekanie.

    ReplyDelete
  8. A i nie cierpię chodzić z parasolem, ale jak przeczytałam o twoim z falbankami to się uśmiechnęłam. Będę takiego wypatrywać w Krakowie na ulicach!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Też do tego samego wniosku niedawno doszłam. Po co się spinać i denerwować czymś, czego nie jestem w stanie zmienić? Tylko się udenerwuję, uwkurzam i nic więcej. Więc trzeba szukać dobrych stron. Wszystko (prawie) ma dobre strony.
      Co do parasola - jeśli idzie przed Tobą jakaś wariatka z parasolem na pół chodnika, białym z czarnymi falbankami to pewnie ja XD Jak już to mam nosić to niechże to chociaż ładne będzie :D

      Delete
  9. Dorosłość zabija spontaniczność. Żyjmy przede wszystkim w zgodzie ze sobą, reszta się nie liczy.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niby się nie liczy, ale jednak głupio się "odciąć" :)

      Delete
  10. dawno nie czytałam czegoś, co tak bardzo odzwierciedlałoby moje aktualne ja. na pewno będę wracać do tego posta, H5! :)

    ReplyDelete
  11. Nie ma się po co spieszyć, dorosłość jest przereklamowana.
    Opis walki z parasolem - jakbym widziała siebie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Się wie. W ogóle mi nie spieszno.
      Jak dobrze, że to nie tylko ja nie jestem taka nieskoordynowana ruchowo <3

      Delete
  12. Dorosłość mnie przeraża dlatego ostatnio stwierdziłam, że nie będę się do niej spieszyć.
    Ostatnio tak walczyłam z parasolem mało nie wydłubując komuś oka xD

    ReplyDelete
    Replies
    1. Piąteczka!
      No ja się obawiam że to się tak właśnie skończy kiedyś. ALE NIE CHCIAŁAM.

      Delete