14/02/2016

Życie jest drinkiem, miłość jest narkotykiem...

Życie zbyt często okazuje się przewrotne. Zaznaczę, że nie mam nic do Walentynek nawet jeśli po raz kolejny przychodzi mi je obchodzić samej. Do rzeczy, na które  nie mam za bardzo wpływu (okej, na tą mam, ale nic na siłę w końcu) staram się przyzwyczaić, obyć się z nimi by w miarę normalnie funkcjonować. Obudziłam się dzisiaj ze świadomością że to, co spotka mnie w Internecie nie będzie zbyt przyjemne. Lubię jednak cieszyć się szczęściem innych, i właśnie to było moim dzisiejszym mottem.  Rok temu było łatwiej. Choć przecież odkąd pamiętam moim jedynym Walentym był tato, który zanim jeszcze wstałyśmy, jechał po kwiaty by każda z nas poczuła się wyjątkowo.  Jak widać niektóre rzeczy są niezmienne. Wracając do zeszłego roku: był O. Na odległość.  Może nie całkowicie, ale był.  Pamiętam doskonale wiadomość otrzymaną piętnastego lutego: dzisiaj jest dzień singla. Czy nas to jeszcze dotyczy? Chyba nie, odpisałam wówczas i było pięknie. Luty w ogóle jest niemrawym dla mnie miesiącem; niby lepszy od stycznia a wiąże się z tyloma wspomnieniami, na myśl których robi mi się po prostu, po ludzku i najzwyczajniej smutno.  Zaraz będzie rok odkąd się spotkaliśmy. I nie, herbata nie grała głównej roli. Przecież we własnym towarzystwie było wiele ciekawszych rzeczy do robienia. Co z tego że kelnerka unikała wejścia do tej sali. A jak wychodziliśmy, to wszyscy się do nas uśmiechali. Nic złego nie robiliśmy!  Przy okazji tego odkryłam, jak trudne jest niemyślenie o kimś. Wyrzucenie go z pamięci, poukładanie sobie wszystkiego od nowa i z powrotem wpuszczenie go – bo przecież chcąc nie chcąc, odegrał jakiś swój epizod – ale już w innej roli. Cały czas nad tym pracuję i wierzę, że kiedyś mi się uda trochę przyobojętnieć, choć i tego uczucia za bardzo nie lubię.

Uczelnia jednak skutecznie dba o to, bym nie myślała o niebieskich migdałach, tylko wróciła na ziemię i takimi, ziemskimi i przyziemskimi rzeczami się zajęła. Dobrze jej to idzie! Przestaję powoli wierzyć w swoje niebywałe moce, co to dzięki którym zawsze wydawało mi się, że na dzień przed egzaminem się wszystkiego, choćby na tróję (nigdy nie byłam zbyt ambitna), nauczę.  Jaśnie Pan bawi się z nami w ciuciubabkę, przed każdym podejściem dodając: „nie nabierzcie się na podchwytliwe pytania”, ja cechując się niezwykłą naiwnością robię to, dlatego też mam trzecie (i chyba ostatnie – super) podejście do tegoż testu jednokrotnego wyboru. Brawa dla mnie.  Poza tym licencjat leży odłogiem, Cruella niedługo mnie pożre, bo słabo widzę żeby do soboty napisać drugi rozdział (nie zaczęłam), skoro we środę mam poprawkę i nawet  na nią nie mam się ochoty uczyć. Liczę jednak, że jeśli jakimś cudem – nie wiem jeszcze, jakim – we środę zdam, to wezmę się zepnę i napiszę. Pasowałoby.

Praktyki też udało mi się chyba załatwić; umowę wydrukowali sobie sami, ja jedynie mam przyjść ją odebrać i złożyć gdzie trzeba. Najchętniej to sama bym pilnowała jak ją na uczelni podpisują, bo ostatnio to im – przypadkowo, rzecz jasna – zginęła, i tak aż panią dyrektor trzeba było wzywać, co by przejrzała kupkę papierów i ją odnalazła. Witki opadają.  Z drugiej strony lubię sesję, bo wtedy na uczelni jest tyle ludzi! A pod gabinetami, żebrząc o wpisy to już w ogóle ekstaza. Najczęściej pierwsi pod tymi drzwiami stoją ci, co to ich nigdy nie widziałam na wykładach. Smutne jest jednak to, że są na tyle wygadani że się obronią przed wykładowcą, nie będą musieli niczego odrabiać, nie obniżą im oceny (choć byli, dajmy na to, na zajęciach tylko raz), a ja biedna, co to mi się raz zaspało i przekroczyłam nieobecności, przystaje na obniżenie oceny, bo już nie mam się siły kłócić, ani tym bardziej chęci się uczyć i poprawiać. Grzmią nade mną, co poniektórzy wykładowcy, którym odpowiadam że trója jak najbardziej jest OK., że mało ambitna jestem. A co mi z bycia ambitną? Czwórka zamiast trói minus? Czy ja o tej marnej ocenie za X lat będę pamiętała? Czy ona zmieni coś w moim życiu? Skądże. Po co się męczyć niepotrzebnie.

Także, jak widać, jestem tak bardzo pozytywnie nastawiona do życia, że to aż boli. Moje życie ostatnio to herbata, kolorowanki i niekiedy – niekiedy, zaznaczam – notatki na egzamin. Dzisiaj jeszcze z okazji Walentynek dowaliłam sobie Planetą Singli, jedyną polską komedią w której, na tą chwilę, się zakochałam i na której wylałam morze łez. Oby do przodu!  Co tam u Was? ;)




64 comments:

  1. Moje życie w lutym to herbata,kolorowanki i paczka chusteczek zamiast notatek. No jeżeli książki zaliczymy do notatek to będziemy miały podobny luty. Jakiś taki smutny....
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gdzie ten 2016 rok co to miał być szalonym czasem? Gdzie? Gdzie i czemu się chowa, ukrywa?

      Delete
  2. Ja miałam super giga mega wielki egzamin w Walentynki i nie narzekam. xDD
    Teraz mam tygodnie luzu i nie mam zamiaru zaprzątać sobie głowy niczym mądrym. :PP Chill i relax. xD
    A Tobie życzę nagłego przypływu nieopanowanej chęci nauki i pisania licencjatu . XD

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale ja nie narzekam... tak bardzo XD
      SHERLOCK!
      Nie dzięki XD

      Delete
  3. Fajnie to ujęłaś, wyrzucenie kogoś z pamięci i wpuszczenie z powrotem w innej roli.
    Ej, przeżyjemy, to tylko Blue February! ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chcąc nie chcąc zawsze ten ktoś będzie w sercu siedział.
      Na pocieszenie - jeszcze tylko dwa tygodnie :)

      Delete
  4. Hoho ;D To mamy podobnego Walentego ;D Tegoroczne Walentynki spędziłam z Ojcem Płodzicielem. Przy romantycznie przygaszonym świetle i - trochę mniej romantycznym - filmie SF, "Chappie". So sweet.

    ReplyDelete
  5. czytając pierwszy akapit miałam wrażenie, że czytam o sobie, oczywiście z pewnymi różnicami. chyba przechodzimy ostatnio przez coś podobnego :< życzę wiele wesołości! trzymaj się :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. przy okazji takich sytuacji okazuje się, przynajmniej w moim wypadku, że czas jakby... zupełnie ran nie leczył. niemniej - mam nadzieję że wesołość i u mnie i u Ciebie zadziała, dzięki :)

      Delete
  6. Mi tam w sumie walentynki nie przeszkadzają. Nigdy nie przywiązywałam dużej wagi do tego święta, jakoś nie odczuwam tej presji, jak na przykład w przypadku Sylwestra. Dla mnie akurat Walentym była mama, upiekła nam przepyszny tort czekoladowy :D Tata to zawsze na dzień kobiet się wykazuje ^^ W każdym razie zapomnieć na pewno jest ciężko, nie dziwię się. Polecam nie walczyć z tym na siłę i żyć jakby równolegle z tym bólem, obok niego. Nie wiem, czy rozumiesz, co mam na myśli. Ale wydaje mi się, że opanowałam sztukę cieszenia się życiem pomimo smutku, u mnie działa, może Ci się uda. A może i poszczęści z kimś innym, życzę Ci tego :)

    Tak, uczelnia zawsze zadba o to, żeby nam się przypadkiem za bardzo nie nudziło i żebyśmy mieli co robić! xD Kochana uczelnia, tak się o nas troszczy XD
    Niemniej fajnie, że z praktykami się udało :)

    No i cóż, również dużo wesołości życzę. Mam nadzieję, że mniej tych smutków będzie jednak :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Rozumiem. I cały czas się staram tak właśnie robić. Raz lepiej, raz trudniej - chyba dlatego w ogóle ta notka powstała :) Nie dziękuje ;)

      Daj spokój, już nawet wole o niej nie myśleć żeby się nie denerwować.

      Oby! :) Tego i Tobie życzę :*

      Delete
  7. Ja już mam dość lutego od jakichś dwóch tygodni, więc nic mi nie mów i niech on się już kończy!
    Na uczelni zawsze najgorsze są te cwaniaczki, co to wszystko potrafią sobie załatwić, a biedna sumienna osóbka zawsze wychodzi na tym gorzej, znam to.
    A "Planetę singli" to jednak obejrzę! I czekam aż ktoś się nade mną zlituje i wrzuci do neta "Listy do M 2", bo przecież nie było mnie w Polsce, jak grali to w kinach, więc jeszcze nie oglądałam :((((((

    ReplyDelete
    Replies
    1. Już niedługo :(
      Nie pojmuję, jak to jest.
      Nie wrzucili jeszcze do Internetów? Hańba! :(

      Delete
  8. Ja jakoś do walentynek nie przywiązuję dużej wagi, są bo są... ale bardzo często o nich zapominam :)

    Pamiętam, jak załatwiałam swoje praktyki na uczelni. Więcej papierów niż praktyk :)

    ps. świetne zdjęcie w szablonie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. miłe święto, zniszczone przez konsumpcjonizm ;(

      dokładnie. tylko latanie i żebranie o podpis xd

      dzięki :)

      Delete
    2. U mnie to pamiętam ludzie mieli problemy przez te głupie papierki.

      Delete
  9. Planetę Singli planuje obejrzeć o ile gdzieś znajdę ją w necie, bo niestety nie miałam możliwości pojechać do Polski w tym okresie, choć planowałam.
    Walentynek tez nie obchodzę, dzień jak co dzień. Ale lubię te wszystkie słodkie dekoracje które pojawiają się w sklepach.

    Co do wspomnień, to prawda ciężko zapomnieć o kimś z kim spędziło się jakiś czas, zawsze będą nam się przypominać różne sytuacje, a jeszcze bardziej jak będziemy odwiedzać miejsca, które z tą osobą będą nam się kojarzyć.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niedługo może się pojawi :)
      Piąteczka.

      Oj, niestety masz rację. Można nad tym zapanować, wiadomo, ale czasem to trudne do osiągnięcia.

      Delete
  10. Jakby nie chodzić po sklepach, nie siedzieć w sieci i nie oglądać tv to można przeżyć walentynki :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. gdyby nie była to niedizela, to może szłoby tego jakoś uniknać :P ale nie było tak źle :)

      Delete
    2. No właśnie w tym roku nie było tak źle :)

      Delete
    3. Ja ogólnie nie narzekam na Walentynki, lubię to święto, ale w tym roku złapałam wyjątkowego doła :)

      Delete
    4. A ja właśnie nie lubię. Przesadna komercja a 14 same tłumy na mieście bo nagle wszyscy idą na randki. Ale nie powiem - będąc w związku inaczej odczuwa się ten dzień, nawet jeśli się go nie obchodzi :)

      Delete
    5. Wiadomo, że powinno się wyznawać miłość codziennie, ale skoro jest jeszcze taki specjalny dzień :)

      Delete
    6. A wiesz, że nigdy nie myślałam o walentynkach w ten sposób? :)

      Delete
    7. Może czas to zmienić :)

      Delete
  11. Internetowe znajomości mogą być tragiczne albo świetne. Przeważnie lepsze są te przyjaźnie babskie, ale te z facetami też bywają fajne. I choć często wiele z nich nie wychodzi, warto próbować. Ja w Internecie znalazła miłość, mam nadzieję mojego życia i wszystkim życzę aby też znaleźli w jakikolwiek sposób drugą połówkę ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tu, stety niestety, nie Internet był problemem ani odległość, okazało się że nie zgadzamy się w wielu kwestiach, i tak jakoś się rozsypało, ale no, że tak powiem, ciągle szukam :)

      Delete
    2. To musiałam źle zrozumieć ten pierwszy akapit, ale tak czy tak - nie warto się wyrzekać, to w końcu przychodzi :D

      Delete
  12. Wiem, że nie tak prosto zapomnieć, nawet jeśli to było jedno spotkanie i wiele rozmów, gdzie mordka się cieszy do monitora. Jednak, trzeba nad tym pracować i zrobić miejsce dla kogoś nowego :)
    Uczelnia ssie, ale ja już wiem, że masz po wszystkim i możesz odpoczywać :D No, oprócz licencjatu, więc Cruella na bank Cię zeżre ;*

    ReplyDelete
  13. Sama Walentynek z Mężem nie obchodzę, ale miło spędziliśmy ten dzień. Siedząc ze znajomymi i oglądając animacje przy piwie. Niby bez świętowania, ale i bez hejtu. Kto chce, niech sobie świętuje. Ale mimo to mam wrażenie, że nieraz właśnie taka pewna presja społeczna, cała otoczka nastawiona na pary może powodować smuta większego niż na co dzień, gdy nie ma się z kim tego święta obchodzić, nawet, gdyby nie chciało się tego robić. I to taki negatywny cholernie aspekt święta zakochanych.
    I czy nie jest tak, że im bardziej nie chce się myśleć, tym myśli się więcej?
    I dobra polska komedia romantyczna? Aż nie wierzę! :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni się go samotnie obchodziło, więc jak się na to odpowiednio spojrzy, to nie jest tak tragicznie.
      Niestety tak!
      Też nie wierzyłam, dlatego tak późno poszłam. A tu walędrinki, sala pełna... Oj, no polecam każdemu teraz :D

      Delete
    2. Nie no, nie mówię, że tragicznie, ale po prostu jakaś presja jest i wydaje mi się, że na niektórych źle to działa. Nie że koniecznie na ciebie :D
      To trzeba jakoś to zestopować, cholera:D
      To muszę się przekonać:) Ogólnie Pokłosie na nowo przekonało mnie do nowego polskiego kina, może obłaskawię i komedie romantyczne... XD

      Delete
    3. Też prawda :)
      No wypadałoby XD
      Serio, ta jest jedną z lepszych polskich komedii w ogóle :) A pokłosie to klasa.

      Delete
  14. Co do ocen - ponoć przydają się dobre, jeśli walczysz o stypendium albo chcesz pojechać na Erasmusa. ;)
    Moje walentynki były nawet urocze - cały dzień snułam się po domu w piżamie. I chyba nawet ugotowałam obiad. Żyć, nie umierać!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gunwo. Do stypendium za daleko, Erasmus też nie dla mnie XD
      O, zawsze coś! Co dobrego upichciłaś? :D

      Delete
    2. No to z czystym sumieniem możesz poprzestać na trójach. :D
      Kotlety z kurczaka chyba. :D

      Delete
    3. W rzeczy samej :D
      O. Kurczak zawsze ok :D

      Delete
  15. a wiesz co? ja tak w głębi serca wierzę w to, że każdemu pisane jest szczęście. Niektórzy tylko muszą na nie troszkę dłużej poczekać. ściskam Cię, uśmiechnij się! :*

    ReplyDelete
    Replies
    1. uśmiecham, uśmiecham, to było chwilowe załamanie formy :)

      Delete
  16. Ja w tym roku się cieszyłam wręcz nieludzko, że miałam na walentynki wy...walone, co by nie powiedzieć dosadnie. Niedoszły był i go nie ma, romantycznych gestów wprost nigdy między nami nie było, co najwyżej silne podteksty. Poza tym nie spotkaliśmy się, więc rozumiem, że Tobie może być ciężej, przytulam :L*
    No i jak ten test? Zaliczony? Z moimi wykładowcami miałam dobre kontakty w większości, ale o tym już wspominałam. Niemniej nieogarnięcia niektórych to nie pomniejszało. Ten uniwerek jest istną szkołą cierpliwości :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki :*
      Zaliczone. Ale daj spokój. Ledwo to zdałam, to wyrosła inna babeczka, którą mieliśmy ochotę - grupowo i hurtowo - udusić i tym podobne, tak nam jeszcze krew upsuła. Daj spokój. Jak tu zaczynałam studia to myślałam ze jestem osobą cierpliwą, trzy lata pokazały mi jak bardzo w błędzie byłam :P

      Delete
    2. Coś jak moja Dochtórka na pierwszym roku. Może mam już paranoję, ale odnoszę wrażenie, że niektórzy z premedytacją wybierają zawód nauczyciela/wykładowcy, by móc wyżywać na innych, ile mściwa dusza zapragnie :(
      Piona, miałam to samo :D

      Delete
    3. O tym samym pomyślałam! Ktoś mnie pyta, w domu, czy ona sobie nie zdaje sprawy z tego, co robi? A ja, ludzie, właśnie o to chodzi, że ona to z premedytacją robi. Ludzie i ludziska :D
      Co za uczelnia :D

      Delete
    4. Otóż to. Dochtórka kazała raz pięć razy poprawiać jedno zadanie (opis piramidy wieku, bo demografii uczyła) i aż jej się oczy świeciły, jak się pastwiła nad nami przy oddawaniu prac. Ale wiesz co? Karma wraca. W końcu wywalili ją zewsząd, a wykładała od UJ-u po Frycza xD Może Pani od Ciebie też się noga powinie w końcu? :P

      Delete
    5. Hah, gdyby to ode mnie zależało podejrzewam, że wywaliłabym połowę uniwersytetu. Już się cieszę na UJ, jeśli - w optymistycznych prognozach - się dostanę. Ale pewnie tam też ludzie dają czadu :P

      Delete
    6. Na UJ może być ciężko, bo wykładowcy mogą się puszyć i powoływać na renomę uczelni... oby to moje czarnowidztwo tylko było :P

      Delete
    7. Hahaha właśnie "pożegnałam" się z jednym humanistycznym kierunkiem, na którym jest matma, było miło UJ :P

      Delete
  17. też mam takie podejście na studiach - nieważne jaka ocena, ważne, żeby zaliczyć. bo co ona zmienia? i denerwują mnie ludzie, którzy chodzą i żebrzą o podwyższenie oceny. jak sie jest takim ambitnym, to trzeba sie było przyłożyć do nauki.
    polecam Ci jeszcze 7 rzeczy, których nie wiecie o facetach. szczerze mówiąc, myślałam, że będzie durne, ale film bardzo mi się podobał!

    ReplyDelete
    Replies
    1. otóż to, ja nigdy nie udawałam kujona, jak mi się udało dostać cztery to się cieszyłam, natomiast z trói nigdy nie narzekałam. szczęśliwie pisanie prac pisemnych idzie mi lepiej, nigdy nie narzekam. a tu taka spina jakby komuś mieli tym indeksem całe zycie przed mordą machać.
      słyszałam o nim, ale chyba poczekam aż będzie szansa na obejrzenie go w internecie :)

      Delete
  18. W sumie nie miałam nic do walentynek, mimo tego, że ich nie obchodziliśmy jakoś specjalnie. U mnie w domu był to taki dzień, kiedy po prostu dawało się komuś coś od siebie. I tak, u nas też był tata bohater, pamiętam, że przywoził takie wielkie, zajebiste lizaki w kształcie serca ^^ A P. to znów się jakoś przełamał w tym roku i przyniósł mi tulipanki - w przeprosiny za to, że ostatnio mu znów odwalało i to ostro.
    I hej. W końcu dobre wspomnienia zamażą te, przez które robi się smutno. Jestem o tym przekonana :*

    ReplyDelete
    Replies
    1. ale wszystko już u Was w porząsiu? suknia wybrana? :)
      to wiadomo, trzeba te dobre kolekcjonować :*

      Delete
    2. W tym tygodniu planuję się w końcu umówić do przymiarki XD Odkładam to i odkładam cholera XD
      Pewnie :*

      Delete
  19. Pokłosie jak Pokłosie, ja Idę ciągle muszę zobaczyć, o, kolejne Oscary, a ja nic XD

    ReplyDelete
  20. @Asik ojeeeeeeeeej *.* to wspaniale! podzielisz się na fejsie focią, czy to lepiej nie zapeszać? :)

    ReplyDelete
  21. @Frida to już swoją drogą XD też nie obejrzałam, ale ja za to mam chęć na "Teorię wszystkiego" ale też się nie mogę zebrać.

    ReplyDelete