Dzień jak co dzień. Budzik dzwoni, ale nie powiem że rano,
bo byłoby to kłamstwo. Dobrze po dziewiątej. I tak ledwo zwlekam się, choć
marzy mi się ciepła herbatka. Za oknem szaro, o dziwo – ciepło, choć ja nadal
pamiętam zeszłotygodniowe górskie dwudziestostopniowe mrozy. Wystarczyło na
sekundę zdjąć narciarskie rękawiczki, a już myślałam o amputacji dłoni. Nic to
jednak. Siedem stopni na plusie – chyba przeżyjemy. Droga do kuchni wydaje się
jakaś daleka. Otwieram drzwi na przedpokój pogrążony w ciemnościach. U
współlokatorki cicho. Trochę posiedziałyśmy zeszłej nocy, ja, starając się
pisać pracę bo przecież zaraz ją muszę wysłać, ona udając, że uczy się do
dzisiejszego kolokwium. Ja napisałam dwie strony, ona… usnęła. Parę godzin
później, przygotowana do wyjścia do ludzi, wtykam słuchawki do uszu, puszczam pozytywną
inaczej marihuanę, lecę na autobus, chwilę później jestem na uczelni. Tylko
po to, by po trzech minutach od wejścia do sali usłyszeć „wypuszczę was dzisiaj
chwilę wcześniej, dajcie indeksy”, po czym po upłynięciu kolejnych piętnastu
minut dowiedzieć się, że w zasadzie możemy sobie już iść. Czyli odpicowałam się
– a co! – tylko po to, by w te i we w te przejechać się autobusem?
Sesja pożera, tak przynajmniej trąbią wszyscy w koło. Mnie,
wyjątkowo, w tym semestrze leciutko dotyka, bo mam tylko jeden egzamin w
przyszłym tygodniu. Do końca tygodnia muszę wysłać zaliczeniową pracę (która
leży i kwiczy), do końca lutego (uff) drugi rozdział licencjatu. Wszystko
układa się w jakąś całość, zaczyna z siebie wynikać i do czegoś prowadzić.
W splocie szczęśliwych i tych mniej szczęśliwych wydarzeń,
które w pełni sponsoruje moja uczelnia, od tygodnia zbierałam się do wykonania
ważnego telefonu. Ważnegoważnego, bo ilekroć wspominam w domu o obowiązku
odbycia praktyk w VI semestrze, wszyscy grzmią na mnie, udają że nie słyszą
albo uraczają mnie spojrzeniem pełnym pogardy, bo przecież „miałaś szansę na
praktyki w radio, ale byłaś – tak wujku, dupą wołową, wiem – ja tego nie
powiedziałem, ale masz rację” więc nie mam prawa narzekać, skarżyć się albo
mówić o tym na głos. Postąpiłam haniebnie, zgodnie z sobą, ale jakoś nie jest
mi z tym źle. Nie próbuję nawet narzekać na to, że nie wiem gdzie chcę odbyć te
praktyki. Telefon – ten arcyważny – to do Gazety mej ukochanej. Bo może jednak
chcą, potrzebują. Nie wiązałam z telefonem zbytnich nadziei.
Dostając niemal Parkinsona – tak telepiącą się łapką
znalazłam w kontaktach dwa numery. Dzwonię pod jeden. Poczta głosowa. Dzwonię
na drugi. Przedstawiam się. Dzień dobry, dzień dobry. Ja w tej i tej sprawie.
Tak, półtora roku temu. No. Olcia! Witam! Pewniepewnie! Dzwoń tu i tu. Do tego
i tego. Okej. Sorka, że nie ma mnie na miejscu! Dzwonię tu i tu. Nie. Napisz
mejla. Pewnie. Okej. Papatki. Szybko naciskając czerwoną słuchawkę, odkładam
telefon. Oczy zachodzą łzami. Bosheświęty! Jak ja za nimi tęsknię. Jak ja tam
bardzo chcę. Napisałam. Wysłałam. Czekam.
Odpalam komputer, kilka chwil później. Nie wchodzę na pocztę
bo wiem, że wszyscy już w domu, że dziś nikt mi nie odpisze. Otwieram Worda. Powiadam
Wam, jeśli chcecie znienawidzić jakiś film wystarczy, że zaczniecie go
analizować. Ja zaczęłam, wstydzę się i jest mi z tym źle. Nigdy więcej. Podejrzewam,
że przez Księcia Alberta Jąkałę sama zaraz zacznę się jąkać – nie wiem, czy ze
współczucia czy z narastającej frustracji, że mam cztery strony zamiast
sześciu. Piszę do koleżanki, żaląc się, że przysłowiowo – rzygam Jąkałą. Wiecie,
po czym poznać bratnią duszę?
„Nie mogę.
Mam dość. Rzygam tym. Nie chcę pisać. Co mam robić?? Stycznia zaraz mi braknie.”
„Phi. Włącz
Sherlocka.”
Rzeczywiście, Benedict wydaje się lekiem na całe zło. Drugi
sezon. Zaraz trzeci i czekaj sobie człowieku, niech twoje serduszko umiera raz
po raz, nikt się o nie wszak nie troszczy. Może nie uschnie, tu zawsze jest
nadzieja. Nadal się jednak nie wyleczyło z pewnego osobnika, co to nie odzywa
się od przeszła pół roku. Ale nie, nie myślę o tym. Są ważniejsze rzeczy. Taki
Sherlock na przykład:
„I don’t have friends!” - wymówione niczym z pogardą. By dodać
później, rozckliwiając mnie i powalając na łopatki : „This is what I said before, John, I meant it. I don’t have friends.
I’ve just got one.”
Bo warto
wiedzieć, że w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze, i czasem wydarza się tak, że
uczelnia (i każda inna arcyważna sprawa) może po prostu poczekać. Serio. Przez
półtorej godziny nic się nie zmieni. Ani świata nie zwojujesz, ani nie
zmarnujesz. Nic z tych rzeczy. Odpoczniesz. A zdrowie psychiczne w tym wszystkim
jest chyba najważniejsze, co? ;)
Takim miłym
akcentem witam wszystkich z powrotem. Obiecuję pojawiać się tu częściej. A
teraz przyznawać się, kto czuje się Sherlocked?
A ja wolę marihuanę... To piosenka w sam raz na ten szary styczeń. (Wpisałam w google "marihuana tekst" i wyskoczył mi Gang Albanii. Świat schodzi na psy.)
ReplyDeleteDługo do Ciebie nie zaglądałam. :D
Co do Sherlocka, to w serialowej wersji nie znoszę. A może to złe słowo? Po prostu nie jestem w stanie oglądać czegokolwiek z tym aktorem. Sherlock owszem, ale tylko filmowy.
To jest ten stan: "Mam tyle do zrobienia, że nie wiem, od czego zacząć. Chyba obejrzę serial." Znam to aż za dobrze.
Wkradł Ci się błąd w pierwszym akapicie: "zeszłotygodniowe górskie dwudziestodniowe mrozy". Pewnie miałaś na myśli dwudziestostopniowe.
:)
Dzisiaj niemal cały dzień to puszczałam sobie :) OJ schodzi, schodzi...
DeleteNieładnie! :P A ja właśnie, nie wiem czy zauważyłaś czy nie, pożegnałam się z niemarudnikiem i to jest zupełnie nowiutki, wczorajszy, blog, o :)
Hahahahahaha kolejna osoba z awersją do Benedicta? Ja się w nim zakochałam od pierwszej minuty serialu.
Taki również. Raczej mi się włącza jednak bezsilność i wkurzenie, żę skoro nie idzie mi pisanie to chociaż sobie coś obejrzę :)
O dzięki, lece poprawić.
Haha, Ty też do mnie nie zaglądałaś, więc obie jesteśmy tak samo winne. :P Widziałam, widziałam, bo właśnie z niemarudnika trafiłam tutaj.
DeleteTo chyba jeden z tych aktorów, których albo kochasz, albo wprost nie znosisz. :D
;)
DeleteNajprawdopodobniej :D
Niedawno oglądałam Sherlocka film! Fajny! Watson był świetny hehe, a patrząc na Jude'a Law nie powiedziałabym że pasuje do roli... od serialu odpycha mnie głównie Benedict, kompletnie mi nie pasuje z mordki. Może jakbym obejrzała, to bym zmieniła zdanie. Ale najpierw skończę TWD :3
ReplyDeleteTo ja właśnie dla Benedicta zaczęłam oglądać! Obejrzysz pierwszy odcinek i przepadniesz, serio. Znaczy, tak mi się wydaje, jak znajdziesz chwilkę czasu, daj sobie szansę :)
DeletePamiętniki Wampirow? Ja mam fazę na Chirurgów.
The Walking Dead! Ale pamiętniki też oglądam :D więc na razie nie ma szans, trzy seriale to przesada, a jeszcze czekam na nowe odcinki PLL i Teen Wolfa. Ale na pewno obejrzę, bo Sherlock ma z jakiegoś powodu bardzo dobre oceny.
DeleteHmm, a kiedyś twierdziłam, że seriale robią papkę z mózgu... xD
Hmm... to może też sobie Sherlocka obejrzę? :D
ReplyDeletePolecampolecampolecampolecam! :D
DeleteA ja szukam odcinka z Panną Młodą, kurcze byłam w operze jak leciał w tv, a teraz go nigdzie nie ma. No cóż, czuję się okropnie bez Benedicta!
ReplyDeletehttps://sweetcruel.wordpress.com/
Mogę polecić torrenty, ja stamtąd ściągam, bo wolę sobie spokojnie bez zacinającego się internetu oglądać :)
DeleteNo i dobrze, że się nie przemęczysz tą sesją.
ReplyDeleteCzy Ty masz mieć dwa razy praktyki na studiach licencjackich? Bo przecież jedne już miałaś i miały Ci się chyba zaliczyć jako te wymagane... Chyba? No i ja też nienawidzę dzwonić w jakichś ważnych sprawach. Ba, nienawidzę w ogóle dzwonić do ludzi, chyba że do siostry, mamy, babci itp.
A ten serialowy Sherlock jakoś mnie nie kusi. Może dlatego, że z Benedyktem, a jakoś za nim nie przepadam...
Nawet nie śmiem narzekać XD
DeleteDwa razy. Znaczy, ogólnie to jest skomplikowane, bo w czasie trzech lat mamy odbębnić 120 godzin praktyk. Czyli, można było iść raz i te 120 zrobić. ALE umowa między uczelnią a daną instytucją zawiera informację o 60 godzinach, nikt Ci za jedne praktyki dwóch umów nie podpisze, więc no. Ja miałam obowiązkowe w czwartym semestrze, ale zrobiłam po skończeniu pierwszego roku, no i teraz mam w szóstym. Ale, o ile się uda, robię w tym samym miejscu:) Już wolałabym e-maila napisać albo iść twarzą w twarz pogadać a nie.
:(
Aha, rozumiem w takim razie. U mnie po prostu było, że mam mieć (chyba?) 2 tygodnie praktyk i tyle, a na ile godzin dziennie się umówię i zgodzę, to moja sprawa. Ale w sumie, jak będę w Polsce, to dopytam się siostry, jak to teraz u niej wygląda, bo studiuje na moim byłym wydziale, bo coś się chyba i tak zmieniło i jestem ciekawa o_O
DeleteMam nadzieję, że uda Ci się je odbyć w tym samym miejscu, bo pamiętam, jak się wtedy cieszyłaś :D
E-mail albo sms najbezpieczniejszy, znam to XD
No mi uczelnia wyznacza tylko ilość godzin (łącznie), a ja sobie ustalałam już sama z szefem, miałam trzy tygodnie po pięć godzin, w sumie okej. Chciałam robić teraz w lutym, bo nie mam kompletnie zajęć i mogłabym po 8h siedzieć, no ale chyba tak się nie uda. Takie rzeczy to co roku się zmieniają, czasem nawet ja nie jestem na bieżąco :P
DeleteNoooo. Właśnie wstrząsnęła mną wiadomość, jak do nich dzwoniłam, że jeden przemiły pan tam chyba nie pracuje. Serduszko mnie zabolało:(
Otóż to XD my nawet ze współlokatorką pizze przez internet zamawiamy XD
Zobaczysz, może akurat da się to załatwić? :D
DeleteCzekam na potwierdzającą wiadomośc :D
DeleteTRZYMAM KCIUKI
DeleteMogę tylko życzyć powodzenia. Wypadłam z rytmu po raz tysiąc pięćsetny i nie wiem, jak to jest co rano wstawać, ale uczelnia... Jezu, ja tam wrócę. Mimo że do tego pięknego dnia jeszcze kupę czasu zostało, po takich opowieściach jak Twoja już się boję. Powodzenia, powodzenia... Z sesją, pisaniem, praktykami. Przetrwasz!
ReplyDeleteA serialami nie kuś, bo nici z nich, póki mój lapek główny (teraz piszę z netbooka) nie wróci z naprawy. Z YT i innych pierdół też. Buuuu :(
Ja już mam ochotę stąd spadać jak najszybciej, a myślałam że przez te (niemal) trzy lata to już się uodporniłam na głupotę, obojętność a tu jednak nie. Oby! Nie dziękuję!
DeleteSHERLOCK, jak będziesz tylko miała jak to polecam <3
I łączę się w bólu, ale jak wróci to będzie jak nowy :D
A ja nie mam wyjścia... tam mnie znają, może nie kochają, ale ogólnie są w porządku. Jak się tylko wywiązuję z zadań i terminów, nie czepiają się, nawet bez oficjalnego indywidualnego toku. Na Fryczu zgroza... Co ja przeszłam po ostatnim zabiegu: maile z dziekanatu, telefony, pretensje itp. A właśnie, co planujesz po licencjacie?
DeleteObczaję na pewno :)
Hahaha widziałam właśnie, któraś moja koleżanka udostępniła na facebooku, że na Fryczu wprowadzili medycynę bodaj XD skisłam wówczas, bo ogólnie nie mam nic do uczelni, ale medycyna... XD
DeleteNie mam jakiś sprecyzowanych planów, myślę nad dziennikarstwem na UJ, albo zarządzaniem portalami społecznymi też na UJ. No i pewnie złoże na wszelki wypadek na kontynuacje mojego kierunku:)
Też o tym wiem, akurat od jednego z moich lekarzy. Szycha niezła, tamtejszy program nawet układał, czy coś w ten deseń. Sam podchodzi do tego z lekkim przymrużeniem oka xD
DeleteNo nie gadaj, też rozważam dziennikarstwo na UJ, bo tam jednak jest przystosowanie, przynajmniej takie, że dam radę pokonać przeszkody drobne. Tylko boję się znów nowego miejsca.
Nie dziwota XD
DeleteMiejsce jak miejsce, idzie sie przyzwyczaić :) A skoro dasz rade pokonać przeszkody, to może warto spróbować :)
Fryzjerka to samo ostatnio mówiła, że powinnam spróbować :) W domu się z kolei krzywią, bo niby za dużo kombinuję. Jest jeszcze czas, namyślę się.
DeleteOd dawna wychodzę z założenia, że wszystkim nie dogodzisz, poza tym do rekrutacji jest jeszcze kupe czasu:)
DeleteDokładnie. Jak mawia rodziciel: "Od zasiewu do żniw nie każdy będzie żyw" :P
DeleteW rzeczy samej :P
DeleteAch, te ludowe mądrości xD
DeleteGenialnie teraz tutaj :)
Niby nikt nie wierzy, a każdy się boi xD
DeleteDzięki <3
Z przesądami podobnie, choć ja traktuję wszystkie na przekór :D Trzynastka dwukrotnie przyniosła mi szczęście :)
DeleteNajważniejsze, żeby było nam dobrze :)
DeletePamiętam te czasy, kiedy jechałam na uczelnię tylko po sam wpis, co czasem trwało około 30 min, a dojazd w jedną stronę zajmował mi półtorej godziny, bo niestety miałam spory kawałek...
ReplyDeleteCo do praktyk, ja swoje pierwsze praktyki miałam w redakcji :)
Wiele ułatwiłoby to, gdyby jedna osoba mogła się tym zajmować, ale takiego frajera jeszcze nie ma, który by się dał w to wpakować :)
DeleteTeż miałam w gazecie :)
U mnie często starosta roku się tym zajmował, ale w przypadku fakultetów czy specjalizacji - na które nie chodził cały rok, to było trzeba sobie wszystko we własnym zakresie ogarniac.
DeleteU mnie koleżanka zajmowała się chyba tylko na początku studiów, teraz wszyscy odpuścili.
DeleteTo niefajna fucha :)
DeleteOd jakiegoś czasu mam przyjemność śledzić Twoje wpisy o Scherlocku na Tweeterze i przyznaję się - NIE MAM POJĘCIA O CZYM PISZESZ XD
ReplyDeleteA tak poza tym - lepiej odpocząć półtorej godziny, niż skończyć jak ja ostatnio. :P
To znak że musisz obejrzeć w wolnej chwili Sherlocka, wartowartowarto! A za spam przepraszam, ale w trakcie oglądania (jeśli się zdecydujesz:)) zrozumiesz moją ekscytację XD
DeleteOj to na pewno :P
"W wolnym czasie" brzmi tak odlegle, że aż nie wiem z czym to porównać. xD
DeleteJeszcze chyba nie pisałaś takiego typowo pamiętnikowego posta :)
ReplyDeleteJezu, aż mi się za studiami zatęskniło. Serio.
Nie wiedziałam jak zgrabnie zacząć pierwszą notkę w nowym miejscu to pojechałam po łatwości, ale nigdy więcej :)
DeleteZapraszam :P
Pierwszych notek w ogóle nie powinno być.
DeletePopieram. Zło nad złami. Niby, żeby nie przesadzić, ale też żeby nie wyszło drętwo, masakra. Ale nowych pierwszych notek na razie nie planuje XD
DeleteNapisanie jednej takiej skutecznie zniechęca do zaczynania od nowa ;)
DeleteOtóż to. Motywacja do zostania tu na dłużej :)
DeleteAle i tak później się o tym zapomina i zaczyna znowu od nowa ;D
DeleteSzczęśliwie zaczynałam cztery lata temu i na razie znów nie planuję :)
DeleteNo i gitara :)
DeleteSerio? Naprawdę oni się jeszcze czepiajo o te praktyki w radiu? Serio?!
ReplyDeleteI dobrze, że sobie ogarniasz uczelnię, i idzie gładko, a jak nie idzie, to masz (pardon, miałaś) Sherlocka :D
Tak. NADAL się czepiają. Choć dziś mamuśce chyba buzie przymknęłam oznajmiając tak niby nigdy nic, że załatwiłam. Chyba jednak myślała że będę żałować tamtej decyzji a ja ni ku ku.
Delete:( :(:( jeszcze przede mną jeden odcinek specjalny!
Hue hue hue, i prawidłowo :)
DeleteCzyli nie jest tak źle! :D
Otóż to :D
DeleteNo. Ale się boję tego oglądać :D
Cóż, włączenie ulubionego serialu, tudzież filmu, dobre na wszystkie problemy i ucieczki od rzeczywistości. I pewnie, że zdrowie psychiczne najważniejsze, nie dajmy się zwariować w tym świecie. Jeszcze wtedy, w podłym styczniu. Dobrze, że już luty, co?:)
ReplyDeleteA o fenomenie i świetności tegoż serialu słyszałam wiele ale...jakoś nie mogę się za niego zabrać.
Szczęśliwie, coraz bliżej marca :)
DeleteTeż mi to długo zajęło. Jak pochwaliłam się koleżance, że pierwszy odcinek za mną, ta wrzasnęła mi do ucha że W KOŃCU, WRESZCIE... i no. Polecam!
I wiosny:) Ostatnio już widziałam perkozy, gęsi wracają, przebiśniegi wypuszczają kiełki...idzie ciepłe:D
DeleteW końcu może dojrzeję, o:D
Tja... we wtorek ledwo w kurtce wytrzymywałam; w środę spadł deszcz i śnieg <3
Deletepowodzenia z tymi praktykami, wszystko się poukłada! i tak lajtowo Ci przecież idzie, nic nie może się już spartolić! :D
ReplyDelete